Chciałam wziąść chomika na rece i zauważyłam,że brudzi mi ręce krwią - z nosa. Nos miał czerwony i napuchnięty. Potem zaczęło lecieć obficiej, i chomiczka zaczęła sobie czyścić nos, żeby się własną krwią nie udusić, ale przez to krwawienie jeszcze bardziej było obfite. Dobrze że nie posłuchałam mamy (zostaw go w spokoju, zaraz mu przejdzie) wolałam jechać do weta. W koncu ruszyłam (jakieś 5 minut po zaobserwowaniu krwawienia) i po 10 minutach byłam już w kolejce, dużej jak nie wiem (20 klientów...) stałam, Po dwóch minutach patrzę w akwarium, a chomik... leży na boku i ciężko dycha, dalej to chyba działałam z prędkością odrzutowca - błyskawicznie wtargnęłam na początek kolejki (przepraszam panstwa, chomik mi umiera..) od razu ktoś się odezwał: proszę... Wleciałam do gabinetu z chomikiem w ręce: panie doktorze, niech pan coś zrobi... Chomik nadal wyglądałjak szmaciana lalka, ale się ożywił lekko, nos mu krwawił od 15 minut, a teraz leżał na boku i ledwo dychał. Lekarz obejrzał nosek, potem całego chomika. Polożył go na stole. "Trochę za pózno, żeby coś zrobić" i dał mu zastrzyk podskórny (przeciwstrząsowy - na alergię). "Coś go podrażniło, być może siano, przenieśmy go na ligninę" i tak zrobił. Włożyłam chomika do akwarium (niespodobał mu się zastrzyk, ale natychiast położył się na ligninie, tak dziwnie wyciągnięty) "Trzymaj go na ligninie i nie dawaj niczego nowego, teraz to od niego zależy czy przeżyje, trzeba dać mu spokój". Zainkasował 8 zł. Drogę do domu spędziłam z nosem przy szybce patrząc czy oddycha (żyje czy nie żyje). W domu postawiłam go w moim pokoju, potem sprawdzałam co jakiś czas czy żyje, i robił się coraz żywotniejszy. Krwawienie ustąpiło, ale boje się, czy nie powróci. Tu to były doslownie minuty, aż strach pomyśleć, gdybym posłuchała mamy.... a wet? też nie lepszy " za pózno..." Z alergią nie ma żartów !!!
|